Wystarczy zasypać świat białym miękkim puchem, żeby wydawał się piękniejszy i delikatniejszy w odbiorze. Oklejone białymi lodowymi gwiazdkami nagie konary drzew wydaję się już nie być tak nagie jak dawniej.
Pejzaż otulony bielą tworzy scenerię niczym z Baśni Andersena – Uspokaja zmęczone zmysły, raduje oczy, budzi wyobraźnię dziecka, które żyje w każdym z nas. Nawet noc, która zwykle powoduje niepokój i lęk, wydaje się jaśniejsza, nie tak mroczna.
Jest jednak w „bieli” coś nieuchwytnego i tajemniczego. Miliony białych płatków śniegu tworzą iluzje jakby „świeżo zasłanej pościeli” – pokazują prawdę o kształcie otaczającej nas materii, ale „coś” ukrywają. Jakby ukrywały bałagan i nieporządek świata… jakby ukrywały prawdę o nim, wszystkie jego kolory bądź ich brak, wszystkie jego ułomności, wady, jego prawdziwe oblicze… Buduje na wyrost tak bardzo Nam potrzebną iluzję ładu, porządku i równowagi. Mrok pozbawiając nas światła zniekształca odczuwanie otaczających nas przedmiotów, natomiast biel jako symbol czystości i niewinności ukrywa niczym „grzech” prawdę i nich.
I choć jest to niepokojące, że nie można ufać do końca temu co się widzi to przyznam, że jest to szalenie pociągające zjawisko odkryć w czymś wydawałoby się tak dosłownym tyle niedosłowności i znaczeń.
„Zima” Leopold Staff
I.
Puszystą, nieskalaną bielą,
Jakby dziewiczych łóż pościelą,
Śnieg przykrył pola głuche, senne,
Aż hen, po bór błękitno-szary.
Pod kwieciem zimy śpią obszary
W zadumę bladej ciszy plenne.
Oczy me błądzą po bezbrzeżnej,
Melancholijnej pustce śnieżnej
I wstaje we mnie dni mych rano
Z popielisk zimnych martwej głuszy,
Gdym na łabędzich skrzydłach duszy
Miał lilii śnieżność nieskalaną.
Niesiony w przeszłość wspomnień falą,
Poję się duszy śnieżną dalą,
Sennie rozpływam się w niej cały…
…Śnię, że ma dusza swą tajemną
Biel rozścieliła tu przede mną
W step nieskończony, śnieżny, biały.
II.
W dali milczącej, modro-sinej,
Gdzie się pól śniegiem skłon jednoczy,
Przez czystą, mleczną biel równiny
Postać tułacza ciemna kroczy.
W żebraczy łachman kryjąc ciało,
Idzie wśród pustki sennej, bladej,
I w nieskalaność śniegu białą
Wtłacza stóp swoich brudne ślady.
I zda mi się, że widmo bólu,
Idąc, zostawia ślad bolesny
Na mojej duszy śnieżnem polu..
I trwożnie patrzę w step bezkresny.